2011-09-09

Rower Prusa

Mam dwudziestoletni rower, tajwański, górski, chyba jeden z pierwszych w Polsce. Gdy zaraz po odebraniu wiozłem go pociągiem, ludzie pytali, co to jest. Dziś rowery górskie stanowią chyba z 80% wszystkich. A ja mam już dość pochylania się, spinania, dyszenia. Nie będę się kreował na sportowca. Dlatego wymieniłem kierownicę na miejską "holenderkę". I tak jest dobrze. Po drugie – właśnie skończyłem czytać Ze wspomnień cyklisty, zapomnianą nowelę Bolesława Prusa z 1902 roku. Czytam Prusa, by zbliżyć się do realiów przełomu wieku XIX i XX, co jest mi potrzebne do pisania drugiej części powieści Trzeci brzeg Styksu. Prus opisuje świetnie okolicę podwarszawską, choć całość naiwna jest i irytująca. Ale fragment jeden wpadł mi w oko: "Nie wiem, czy który z uczonych lub poetów zwrócił uwagę, że rower jest nie tylko istotą żyjącą, ale – bardzo wrażliwą, bardzo subtelną. Łączy on w sobie przymioty arabskiego konia i ptaka. Jest tak lekki, że prawie unosi się w powietrzu – czasie wyścigów okazuje szaloną ambicję – na równej drodze toczy się jak kula, na nierównej drży, na niepewnej chwieje się, pod górę wdrapuje się z trudnością, jak szlachetny rumak, którego zaprzągnięto do wozu. Ale za to z góry – leci na skrzydłach..."