2008-09-02

Warszawa 1998-2008

Właśnie mija 10 lat, od kiedy zacząłem szukać szczęścia w tym mieście. Nieopierzony, wystraszony, za to w butach. Jednym z pierwszych zakupów było przedwojenne wydanie Gebethnera i Wolffa Fermentów Reymonta. Jeden dobry fragment:
"Blaga, blaga, blaga! - myślała, patrząc w ich dusze jakimś ostrym wzrokiem przenikania nawkróś, do dna wszystkiego. Widziała, że te piękne warszawianki są sztuczne, poretuszowane pudrem, szminką, różem, woalkami, kapeluszem, suknią; że te ciała są nierozwinięte, pokręcone, że poza maskami banalnie uśmiechniętych twarzy nie ma nic; że te fiołkowe, czarne, niebieskie oczy patrzą pustką i głupotą, że mężczyźni chudzi, mali, wynędzniali, nerwowi są wprost marni, wiało od nich chłodem zużycia i przesytu. Patrzyła coraz uważniej i później zaczęła spostrzegać coraz wyraźniej w tych tłumach piętno walki, tragicznej, codziennej, głupiej i zabijającej powoli walki o byt. Nic tylko o żer! Tylko o żer! - myślała z litością i wiedziała teraz, że to jarzmo przeklęte tak zgina tych ludzi, ogłupia i wysysa z nich wszystkie myśli i pragnienia szersze (...)"