2013-09-02

15 lat…

… ale będę apelował. Tak odpowiedział siedzący w ubikacji więzień pilnującemu go milicjantowi w kultowym Misiu. Gdyby mnie posadzili 1 września 1998 roku, pewnie teraz bym wyszedł. Bez apelacji. Ale siedzę. I pewnie jeszcze posiedzę w tej Warszawie drugie tyle… Przez ten czas zrobiłem wiele rzeczy. A to dałem się zastraszyć psychopatycznemu właścicielowi mieszkania, które wynajmowałem. Byłem naiwny i głupi w pierwszej pracy, biorąc pracę za połowę tego, co dostawała osoba wcześniej na tym stanowisku zatrudniona. Oszukano mnie w "agencji nieruchomości" takiej za 200 złotych. Jak idiota stałem w kolejce do lekarza pierwszego kontaktu w rejonowej przychodni, by się do tego lekarza i tak nie dostać. Potem już było lepiej, bo nie dałem sobie wmówić policji, że przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. I jestem winien tylko dlatego, że rejestracja mojego auta nie zaczyna się na W. Wyśmiałem człowieka w warsztacie, który chciał 5 tysięcy za naprawę, za którą w Iławie zapłaciłem… 500 złotych. I tak dalej, i tak dalej. Meandry losu, nauczka za nauczką, walka o przetrwanie w dżungli miasta. Jakże wszystko to banalnie brzmi…! Dziś jednak wiem, że wybór, którego dokonałem 15 lat temu, był słuszny. A Karta Warszawiaka, o której teraz się głośno mówi, nie będzie mi i tak do niczego potrzebna.