2016-07-22

Przerwa konserwacyjna


Będę w tym żółtym budynku na samym środku zdjęcia, skąd widać jezioro, zachód słońca, pociągi jadące nad i znad morza, samoloty lecące z zachodu Europy na Daleki Wschód. Widać też lepiej, gdzie i kim jestem. Lepiej niż na co dzień, w Warszawie. Znikam, ale może tu zajrzę.

2016-07-21

Do odsłuchania

Kto nie mógł słuchać wczoraj, może zajrzeć tutaj

2016-07-20

W radiowej Jedynce


Zapraszam dzisiaj po 22.00 do radiowej Jedynki. W programie Moje Książki Magdaleny Mikołajczuk porozmawiamy o Antku, niezwykłym kasynie gry tylko dla Polaków, które istniało w czasie wojny przy al. Szucha, odwadze i historycznych postaciach w mojej najnowszej powieści Rikszą do nieba

2016-07-19

Chłopiec z karabinem

Tę skromną książeczkę autorstwa Henryka Panasa, pisarza z mojej krainy, dostałem, będąc nastolatkiem. Nie pamiętam już, czy wtedy przeczytałem ją do końca. Ale teraz tak. W ramach lektur towarzyszących, choć raczej powinienem to zrobić przy okazji Rikszy. Trochę to wspomnienia, trochę historyczna książka, trochę powieść przygodowa. Janusz, jej główny bohater, chłopiec karabinem i w okularach, przystaje do oddziału AL na Lubelszczyźnie. Cała powieść to głównie perypetie partyzantów-alowców. AK też się pojawia, ale, uwaga, nie ma na ich temat żadnego złego słowa. Dzisiaj nie do pomyślenia, żeby taka książka o AL się ukazała, a już na pewno nie w wydawnictwie państwowym. Niestety, dzisiaj bohaterami powieści, filmów i spektakli są wyklęci…

2016-07-18

Wąwóz Szaniawskiego

Się było wczoraj, przy okazji odwiedzin u Stasia, który jest na obozie w Kamieniu nad Zalewem Zegrzyńskim. To dobrze, że po pisarzu jakiś ślad zostaje prócz książek w bibliotece. Szaniawskiego znam Dwa teatry, może trzeba będzie sięgnąć po więcej. Ciekawa jest też historia jego dworku w Zegrzynku i ostatnich, niewesołych lat życia, kiedy musiał się utrzymywać z tego, co mu wyrosło, ale ne na papierze, a w ziemi. Najlepiej to móc pogodzić te dwie rzeczy. Ale pamięć o Szaniawskim została. Tymczasem zanika o innych. Często ostatnio jestem na Grochowie, przechodzę obok Rębkowskiej, gdzie w bloku nr 1, na parterze, mieszkał Edward Stachura. Może jednak dałoby radę jakąś skromną tablicę tam umieścić, na przykład w przyszłym roku na 80. urodzin?

2016-07-16

80 lat

Dziś rocznica wybuchu wojny domowej w Hiszpanii. Jest wiele sił, które próbują nam dzisiaj obrzydzić tych, którzy wtedy bronili republiki, żołnierzy Brygad Międzynarodowych, Dąbrowszczaków. Faszyzm nie przejdzie! Fundamentalizm religijny też nie. Wojna w Hiszpanii inspirowała wielu twórców literatury, choćby Hemingwaya. Doktor Ravic z Łuku Triumfalnego Remarque'a też miał do opowiedzenia swoją historię. No pasaran!

2016-07-15

Genius, zanim obejrzę

Nowy film to historia skomplikowanej relacji słynnego amerykańskiego pisarza Thomasa Wolfe’a i jego wydawcy, Maksa Perkinsa. Zapowiedź ciekawa, trailer też. Wywnioskować z niego można, że Wolfe po sukcesie pierwszej powieści miał kłopot z drugą. Nie mógł jej skończyć, w tym sensie, że myśl goniła myśl, a ręka pisała dalej. W efekcie powstało kilka tysięcy stron i kłopot. Perkins kazał skracać, ciąć i stąd problem, bo każdy rozdział wydaje się ważny, każde zdanie. Ktoś kiedyś powiedział, że dojrzałe pisarstwo to nie tylko tworzenie, ale też umiejętność skreślania tego, co zbędne. Sam przez to przeszedłem, choć łatwo nie było. A co zrobiłby współczesny wydawca z takim Thomasem Wolfe i jego dziełem? Pewnie kilka tomów.

2016-07-14

Zgrabnie i logicznie

Pisze Iwona na lubimy czytać: (…)"Myślę, że gdyby Bolesław Prus żył współcześnie i chciałby napisać dla podreperowania domowego budżetu komercyjny hit, to właśnie powstałby kryminał typu Trzeci brzeg Styksu. Nie wiem, czy Beśka zna topografię dziewiętnastowiecznej Łodzi, nie jest to dla mnie absolutnie istotne, gdyż najważniejsze, że plastycznie opisywane miejsca i postaci tworzą klimat, jaki znam np. z Ziemi obiecanej Reymonta. Do tego mamy zgrabnie wplecione pozytywistyczne wątki – tworzenie się ruchu robotniczego, emancypacja kobiet oraz elementy bondowskie – superbohater znający wschodnie sztuki walki i wynalazca, który owego bohatera wyposaża w gadżety ratujące go z opresji.
Wszystko to jest zgrabnie i logicznie wymieszane, opisy bójek, lupanarów czy wreszcie ofiar przestępstw nie epatują niepotrzebnymi, drastycznymi szczegółami, lecz uwiarygadniają opisywana rzeczywistość. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to wprowadzenie wątku współczesnego" (…) całość

2016-07-13

Wczorajsze zakupy

W ulubionym Antykwariacie Grochowskim przy Kickiego, za całe dwie dychy. Zbigniew Nienacki i jego sąsiad znad jeziora Aleksander Minkowski będą czytani dla przyjemności, doktor Sikorski z obowiązku, bo chyba się pochylę nad trzecią częścią przygód redaktora Tomasza Horna, no a Stawiński idzie w ruch za chwilę, bo znów jestem w okupowanej Warszawie.

2016-07-12

5 typów według mnie

tutaj znajdziecie 6 typów pisarzy wg Ezry Pounda. Ciekawe, nie powiem. Ale po lekturze tego krótkiego tekstu pokusiłem się o własne, złośliwe, dodajmy, zestawienie. Będzie na szybko, tak jak mi intuicja dyktuje, nie mam bowiem czasu zastanawiać się nad tym dłużej, bo robota pisarska czeka. A zatem kogoś dziś, w naszej rodzimej literaturze spotkać można? Są to:

1. Bo tata (mama) też pisał (pisała). Że niby tradycja rodzinna. Dziecko zamiast smoczka trzymało w buzi pióro Pelikana. Dobrze, że w ogóle coś trzymało, że nie umarło z głodu, zapomniane, bo pisarz to gatunek trudny. Gdy pisklę dorosło, wzięło się za to samo. Bo to łatwo, rodzice w razie czego pomogą. Także w przepychaniu tekstu w wydawnictwach, a potem w mediach. Wyjątek? Choćby syn nieżyjącego autora tekstów piosenek, wielkich polskich przebojów, który jedyne, co potrafi, to pastwić się w recenzjach prasowych nad książkami innych.

2. Na złość byłej. Może działa to też w odwrotną stronę, ale nie słyszałem. Ale takich, gdzie były mąż bierze się za pisanie, bo była żona też pisze, jest wiele. Z reguły jestem po stronie facetów, ale w tym wypadku jednak każdy taki przypadek jest żałosny i "pisarz" nie dorasta byłej do pięt, choć się ciska i miota. Na ryby by lepiej poszedł. Albo na kurwy.

3. Moje życie jest wyjątkowe! Życie moich znajomych też. Poza tym miałam piątkę z polskiego w liceum. No to trzeba zacząć pisać. Tak powstała tzw. literatura kobieca. Co raz widzę w tramwaju czy metrze książkę w rękach czytającej pani, a na okładce nowe nazwisko. Często jest to nazwisko podwójne, co już na wejście świadczy, że autorce udało się coś więcej niż napisanie i wydanie romansidła. A co nie dopisze, to dowygląda. Wydawnictwa biorą te produkty chętnie, co chwila słyszę, jak jedno z drugim zmienia profil z kryminalnego na taki właśnie.

4. Namawiają mnie, żebym napisał. Ten typ musi dać się długo prosić, zanim zasiądzie do klawiatury. Przynajmniej tak twierdzi. Potem widzę książkę w Dedalusie, czyli salonie taniej książki, przecenioną z 29,90 na… 2,50. Bolesne, co? Ale przecież znów go namawiają, bo nic się nie stało. Każda książka prędzej czy później tam trafi. Typ ten rzeczywiście nie ma zbyt wiele czasu, bo tu redakcja miesięcznika, tam radio, w międzyczasie kawiarnia, jedna, druga, trzecia. Nie do pozazdroszczenia. A złe recenzje albo ich brak? Gwizdać na to, bo koleżeństwo z pisemka literackiego i tak powie, że jestem najlepszy.

5. Niewolnicy. Piszą, póki nie padną. Czasem dwie rocznie, w tym samym wydawnictwie, bo markę trzeba wzmacniać  (dobra, dobra, to, że w 2015 wydałem trzy, to przypadek, tak się ułożyło). Nie ma innego wyjścia, bo wydawnictwo wyciągnęło kiedyś pomocną dłoń, kiedy nikt inny tekstu nie chciał. Książka nawet załapała, a wtedy wydawca podsunął cwanie do podpisania lojalkę. Że nigdy i u nikogo. Dożywotnią. Coś, co miało być przygodą i przyjemnością, staje się powoli mordęgą.



2016-07-11

Pozdrowienia z Rugii

Słała je Effi Briest, słałem i ja. Byłem tam w 1986 roku, dokładnie 30 lat temu, na obozie harcersko-pionierskim. Jak pamiętamy, na takie wymiany wyjeżdżały głównie przebrane na tę okoliczność w harcerskie mundury dzieci milicjantów i nauczycieli. Ale zdarzały się wyjątki. Miejscowość nazywała się Göhren i leżała nad samym morzem. Obóz nazywał się  Etkar André na cześć jakiegoś komunistycznego niemieckiego polityka. Towarzystwo, prócz Polski i NRD, przyjechało też z Niemiec Zachodnich i Czechosłowacji. Właściwie sam nie wiem, o czym by warto tu teraz napisać. Może jeszcze coś mi do głowy przyjdzie. Pewne jest jedno: był to pierwszy mój wyjazd tak daleko na zachód.

2016-07-08

WidziMiSię

Trzeba było coś na początku powiedzieć o swojej pracy, no to uchyliłem rąbka tajemnicy. Dotyczy najnowszej książki. A dalej to już normalnie, o życiu i o tym, co dzień przyniósł. Ale i taki kilka skrętów na literaturę, choćby o miejscu, do którego powinien trafić Frog, by zmięknąć, a które wystąpiło w Wieczornym seansie. Muszę przyznać, że czuję się tam coraz lepiej. Materiał ze środy do obejrzenia tutaj

2016-07-07

Prolog

To, wbrew pozorom, nie jest ilustracja przedstawiająca narodziny Solidarności. Choć okres właściwie ten sam. Ani nie obrazek do Fabryki frajerów, choć dotyczy też młodych ludzi. To prolog mojej najnowszej książki. Będzie się działo, ech, choć połączenie tematów na pierwszy rzut oka wydaje się karkołomne. Nic więcej nie powiem.

2016-07-05

Szrajbera 11

 Kilka dni temu pisałem o zakończeniu studiów i obronie pracy magisterskiej, co działo się już 20 lat temu. Jeszcze starsze są zdjęcia przestawiające moją grupę na polonistyce. Było to grupa II i była najlepsza. Choćby z tego powodu, że miała w składzie… czterech facetów. Choć w grupie IV też było czterech i też była niezła. Szowinistyczna męska świnia ze mnie, wiem, sorry. Nie pamiętam dnia, w którym fotografie zostały zrobione. Pewne jest, że na Szrajbera 11, na pierwszym piętrze, tam gdzie była polonistyka. I to, że prawie z nikim z tych ludzi, powtarzam: prawie, nie mam dzisiaj kontaktu. Dziwne, bo z ludźmi z liceum wojskowego ten kontakt regularny osobisty, ale też na fejsie jest. Czyżby aż tak mało znaczyły studia i tamten czas?

2016-07-04

Pierwsze zdanie

Już tutaj pisałem, jak jest ważne. A przykładem osoby, która celebrowała pierwsze zdanie, była sama Virginia Woolf. Dziś sam je napisałem. I co? I jakoś nie czuję nic specjalnego. Ale dobrze, że jest. Że można ruszyć do przodu. Machina w ruch wprowadzona toczy się łatwiej. I tak do końca roku, a może i dłużej.

2016-07-01

34 lata

Tyle trzeba było czekać na sukces naszego kraju w piłce nożnej. Pierwsze MŚ pamiętam jak przez mgłę: pasiaste koszulki piłkarzy Argentyny i krzyk Ciszewskiego: Kempes, Kempes! Rok 1978. Potem 1982. Obudzony w środku nocy wymienię strzelców wszystkich bramek dla Polski na hiszpańskim Mundialu. A potem dziura. Aż do teraz. Cieszę się i z takiego wyniku, pewnie jak większość z nas. I czekam na więcej, bo 3 września już pierwszy mecz o punkty z Kazachstanem w eliminacjach MŚ 2018. To są takie chwile, gdy literatura wysiada. I niech wysiada.