2012-12-31

Minął rok

Kochany i dopieszczony przez jednych, wychujany przez innych – kończę ten szczególny rok. Szczególny w życiu, wszak skończyło się lat 40, i szczególny w twórczości. W ciągu tych dwunastu miesięcy napisałem tu przecież więcej postów niż w ciągu trzech lat ubiegłych, razem wziętych! I nie były to wpisy, co zjadłem na śniadanie. Działo się wiele, nawet bardzo wiele. I raczej dobrze. Nie udało mi się skończyć przed sylwestrem powieści, nad którą pracuję od początku kwietnia, robota była co raz przerywana, głównie dla cyzelowania rzeczy wcześniejszych. Ale jesteśmy na finiszu. Krótki fragment, świeży, bo z piątku, związany ze zdjęciem, które ilustruje wpis. Wyobraźmy sobie, że nie ma tych budynków w górnej części zdjęcia… 
Po drodze nikogo nie spotkaliśmy; szczytem moich marzeń był w tym momencie widok wspinającego się po schodach malarza albo jego żony. Ale nie. Okres wyludnienia kamienicy przy Brackiej trwał w najlepsze. Biuro, Łazienki i tak dalej. Potwierdzało się, że bezrobotny nie ma czego szukać pod tym adresem. Co najdziwniejsze, z każdym pokonanym piętrem obojętniałem na to, co się ze mną stanie, jak i kiedy.
– Stróż nie zamiótł. Chyba wypity – rzekł komisarz, gdy przechodziliśmy z jednego podwórka na drugie.
– Coś pan o tym wie? – zapytałem, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
Zakładałem, że nie mam już wycelowanej w plecy broni, co oczywiście nie oznaczało, że nadal nie byłem celem. 
Dotarliśmy do ulicy. Tam stał samochód. Nie, na pewno nie było go tutaj, gdy wchodziłem. Komisarz otworzył przede mną tylne drzwiczki.
– Właź – burknął.
Wszedłem. W środku nie było nikogo, co już mnie nie zdziwiło. Huk zamykanych drzwi. Chwilę potem zwalista sylwetka wypełniła ponad połowę przedniej szyby samochodu. Siepacz uruchomił silnik i ruszyliśmy Bracką. Nie obejrzał się nawet. Tak był pewien zdobyczy. 

2012-12-28

Stosik nr 2

Przyznaję: spodobało mi się to. I na pewno mniej to głupie niż na przykład fotografowanie jedzenia, które się za chwilę zje. I niezwłoczne umieszczanie tego na Facebooku. A ludzie to potrafią. Nie wiem tylko, po co. Tak czy siak, zaplanowałem kolejny zestaw do przeczytania lub przypomnienia sobie, a wszystko przed rozpoczęciem prac nad trzecią częścią kryminału łódzkiego. Wilde, bo ten sam czas, Orzeszkowa, bo będę potrzebował zajrzeć do tematu powstania styczniowego. Tak samo Konwicki. Rodzinę Połanieckich już czytałem, teraz nawet oglądam serial. Jest świetny, bardzo wierny powieści. Takich produkcji już nie ma. Ile pięknych i starych książek mogliby zekranizować. Na przykład Emancypantki Prusa (film powstał, pod innym tytułem, ale przeszedł bez echa). Tylko że dziś kręci się tasiemcowe larwy szczęścia i inne gówna. Durnieje społeczeństwo, niestety… Na koniec Nowy Testament, bo tam można znaleźć wytłumaczenie wszystkiego. Nawet ktoś taki jak ja jest w stanie to zrobić.

2012-12-19

Horn jedzie do Gdańska


(...) Od samej Krynicy wlókł się za autobusem. Zakręt za zakrętem, w dodatku z przeciwka sznur samochodów. Szybko musiał też zamknąć okno, bo stary grat, najpewniej sprowadzony z Niemiec, smrodził niemiłosiernie.
Kilkanaście minut wcześniej Tomasz Horn spakował się, oddał klucz od pokoju i podziękował za gościnę. Pokój miał co prawda wynajęty do niedzielnego ranka, wiedział jednak, że powrót w Warszawy w niedzielę będzie oznaczał stanie w korku na E-77 lub, w najlepszym przypadku, jadę żółwim tempem w kawalkadzie samochodów. 
Wolał wyruszyć w drogę w sobotę przed południem, ale za to zahaczając o Gdańsk, który bardzo lubił i w którym dawno już nie był.
Krynicę Morską, którą zostawił za plecami i którą wybrał na tygodniowy samotny urlop, również bardzo lubił. Kurort położony malowniczo na Mierzei Wiślanej, rozrzucony na kilku porośniętych lasem wzgórzach, jak zwykle przeżywał wakacyjne oblężenie wczasowiczów.(...)

Tak zaczyna się powieść Ornat z krwi. Horn opuści Krynicę, mimo dobrej pogody (na zdjęciu z tegorocznych wakacji za chwilę miała się rozpętać burza). Ja, podobnie jak mój bohater, też lubię Gdańsk. Także dlatego, że powieść rozpoczynająca cykl książek o warszawskim dziennikarzu, rozwiązującym zagadki kryminalne i historyczne wyjdzie w przyszłym roku właśnie tam. Dziś podpisałem umowę.

2012-12-10

Sobota

Sobota w podróży. Jazda do Łodzi, gdzie na Targach Książki najpierw spotkanie z czytelnikami, które prowadził niezmordowany Łukasz Kaczyński z "Dziennika Łódzkiego". Zimno, więc frekwencja średnia, choć i tak największa z trzech spotkań, które rozpoczęły się o tej samej godzinie. Potem podpisywanie Trzeciego brzegu Styksu na stoisku Domu Wydawniczego Rebis, rozmowy z czytelnikami. Wreszcie powrót na Kaliską dużym łukiem. Za każdym razem wizyta w Łodzi to inspiracja. I przeniesienie się w czasie. Park Poniatowskiego jak z Anny Kareniny, ulice jak z Ziemi obiecanej, to naturalne. A na peronie dworca w Skierniewicach – Stanisław Wokulski z Lalki, który właśnie tam zrozumiał, jak bardzo błądził. Pomysł doskonały, mimo że dotyczący tylko postaci literackiej. 

2012-12-07

Targi w Łodzi


Zapraszam na spotkanie 8 grudnia, w sobotę, podczas II Salonu Ciekawej Książki w Łodzi. O 13.00 spotkam się z czytelnikami (może przeżyję, bo ponoć tego, że plac Wolności nazwałem okrągłym, podczas gdy jest ośmiokątny, łodzianie mi nigdy nie wybaczą...), o 14.00 przez godzinę podpisuję Trzeci brzeg Styksu. Al. Politechniki 4, stoisko Domu Wydawniczego REBIS nr 48.

2012-12-06

Stosik

Zauważyłem to u blogerów piszących o książkach. Stosik książek do przeczytania i zrecenzowania, stosik wrześniowy, stosik zimowy. Zazwyczaj zestawienie pozycji od czapy. No to też sobie taki przygotowałem, choć książek nie będę oczywiście oceniał. Przynajmniej oficjalnie. Niektóre już czytałem, inne nie. W jednej z recenzji Trzeciego brzegu Styksu napisano, że widać u mnie inspirację Akuninowską frazą. Nie czytałem Akunina przed napisaniem łódzkiego kryminału. Teraz przeczytam. Jak powiedział Stephen King: "Pisz cztery godziny dziennie i czytaj cztery godziny dziennie…". A jak czytać, to coś w klimacie. Klimat znów będzie z końca wieku XIX, bo przygotowuję się powoli do pisania trzeciej części przygód Stanisława Berga.

2012-12-04

Wyniki konkursu

Konkurs na fotografię inspirowaną Trzecim brzegiem Styksu rozstrzygnięty. Pierwsze miejsce i główną nagrodę, czyli voucher na trzydniowy pobyt dla czterech osób w Ambasador Hotel Łódź, oraz wycieczkę po Łodzi śladami bohaterów powieści zdobywa praca Zofiówka autorstwa @grzegorz134. Drugie miejsce i egzemplarz książki zdobywa praca Zapuść się w Łodzi. Utoń w niej, albowiem idzie na dno autorstwa @niootka. Trzecie miejsce i egzemplarz książki zdobywa praca tam, gdzie psy już nie szczekają... autorstwa @babeuk. Gratulacje! Więcej szczegółów na stronie konkursu Od siebie mogę dodać, iż świetnych prac było więcej, jednak ich autorzy, wysyłając je, nie spełnili jednego ważnego wymogu – przy zdjęciu miał być fragment książki.

2012-12-03

W Starym Ratuszu

Recepta na udane spotkanie bez osoby prowadzącej? Wrodzone gadulstwo oraz znajomi na sali, których można wywołać do odpowiedzi. Tak było w czwartek w WBP w Olsztynie. O ile ciekawiej mówiło się o Liceum Wojskowym, gdy w pierwszym rzędzie siedział człowiek, dzięki któremu dało się tam żyć, mój wychowawca, Wiesław Żarczyński. O ile głębsza była dyskusja o kryminale retro, gdy naprzeciwko siedział jeden z najbardziej znanych autorów tego typu książek, Paweł Jaszczuk. Jak widzieli to inni, można sprawdzić tutaj

2012-11-22

Pozdrowienia z... Poznania

Dzisiaj podpisałem umowę z Domem Wydawniczym Rebis. O kontynuacji Trzeciego brzegu Styksu, czyli Pozdrowieniach z Londynu, co raz ktoś wspominał w recenzji czy prywatnym liście. Dziś mogę potwierdzić, że książka zostanie opublikowana w przyszłym roku. To oznacza, że Stanisław Berg powróci. I znów rozwiąże jakąś trudną sprawę. Wszystko zacznie się od tzw. Buntu łódzkiego, czyli fali strajków, do których doszło w mieście 1 maja 1892 roku...

2012-11-13

Ostatnie dni konkursu


Jestem pod ogromnym wrażeniem prac, które nadeszły ma konkurs fotograficzny związany z powieścią Trzeci brzeg Styksu. Zgłoszeń jest kilkadziesiąt i będzie z czego wybierać. Nadesłane zdjęcia można oglądać tutaj

2012-11-12

Nie wystraszył się


Pisze Immora: "Polskim kryminałom wiele brakuje do tych zagranicznych, w szczególności obecnych królów gatunku – ze Skandynawii. Krzysztof Beśka nie wystraszył się jednak tej opinii, a nawet podszedł do niej ambitnie, przenosząc miejsce akcji do dawnej Łodzi. W trakcie lektury czuć, że wiele czasu spędził odkrywając to miasto praktycznie od nowa, zapełniając je ludźmi z krwi i kości, sprawiając, że ich problemy zainteresują nas i wywołają mnóstwo skrajnych emocji. Każda część książki jest oddzielona stroną przeznaczoną na wycinek dziennika z tamtych czasów, który, choć stanowi jedynie ciekawostkę, nadaje powieści wiarygodności. (...) Beśka bez oporów przedstawia nam akcję z co rusz to innego punktu widzenia, dzięki czemu nabieramy perspektywy i dane jest nam domyśleć się pewnych rzeczy jeszcze przed naszymi detektywami. Mimo to, zakończenie zaskakuje, z jednej strony pomysłowością, a z drugiej nagłością wydarzeń, które im bliżej końca, tym gnają szybciej, na łeb na szyję. Zupełnie inne realia, wspaniała intryga oraz wielowymiarowe postacie składają się na polski kryminał idealny. Niewiele brakuje mu do tych pisanych przez Szwedów, czy Norwegów, ale odróżnia go specyficzny klimat i styl pisania. Powieść czyta się szybko, a po przewróceniu ostatniej strony zostaje niedosyt".
całość tutaj

2012-11-07

Bookriders w sieci

Jedenasty odcinek magazynu Bookriders z moim udziałem jest już do obejrzenia w internecie, na stronie TVP Olsztyn. Zapraszam, kto jeszcze nie widział. Rozmawiamy przedem wszystkim o Trzecim brzegu Styksu, a także o uhonorowanej na Warmii i Mazurach Fabryce frajerów. Całość można obejrzeć tutaj

2012-11-02

Zdaniem Zakładnika książek

Pisze Robert Fryga: (...) Trzeci brzeg Styksu jest literackim dowodem na to, że detektyw pokroju Sherlocka Holmesa może znaleźć się również pośród wielokulturowego społeczeństwa łódzkich fabrykantów. Co więcej, miałby pod dostatkiem całkiem trudnych spraw do rozwiązania, które mimo nieatrakcyjności naszego rodzimego podwórka, byłyby całkiem interesujące (...) Trzeci brzeg Styksu ma swoje plusy i minusy, chociaż te drugie zależą chyba jedynie od punktu widzenia. Warsztat literacki Krzysztofa Beśki zapewnia kreację świata przedstawionego na najwyższym poziomie, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. XIX-wieczna Łódź stała się nagle barwna i interesująca. Wykreowane główne postacie dotrzymywały poziomu otoczeniu, barwne, z masą indywidualnych cech i odmiennych zachowań (...)

2012-10-31

Jeziorak

Tydzień już minął od chwili, gdy jezioro Jeziorak, moje jezioro, zostało uznane za jeden z nowych siedmiu cudów Polski,  pokonując między innymi krakowskie Sukiennice (szczególne brawa!). Burmistrz Iławy odebrał trofeum, trochę było głośno. Tylko czy to coś zmieni? Moim zdaniem niewiele. Z roku na rok jest gorzej: ruch na Jezioraku w porównaniu z Wielkimi Jeziorami Mazurskimi to wciąż uliczka w Kozborowie Górnym i Marszałkowska w Warszawie. Ale może i dobrze, czyściej będzie i spokojniej. Kiedyś ruch był, owszem, w czasach, gdy po jeziorze pływały jachty z drewna i gdy napisano książkę, której pierwszą stroną postanowiłem uczcić to wydarzenie. Zamiast zdjęcia czy filmiku, prowokacyjnie w czasach postępującego zdurnienia.

2012-10-29

Bookriders

Bookriders w TVP Olsztyn to jeden z nielicznych programów w telewizji, w którym mówi się przede wszystkim o książkach, ale też o kulturze na Warmii i Mazurach w ogóle. Tym większy to dla mnie zaszczyt, że mogłem w nim wystąpić. Rozmowę, którą przeprowadziła Joanna Wilengowska, będzie można zobaczyć dzisiaj o godzinie 17.45 na antenie TVP Olsztyn. Opowiadał będę o Trzecim brzegu Styksu i innych książkach, także tych jeszcze nie wydanych, no i o  nagrodzonej w 2010 roku Wawrzynem Fabryce frajerów, wszak to Olsztyn. Zapraszam, kto odbiera.

2012-10-25

Konkurs przedłużony

Konkurs na fotografię inspirowaną Trzecim brzegiem Styksu został przedłużony do 15 listopada. Czekamy na jeszcze więcej zgłoszeń, naprawdę warto spróbować swych sił. Ja, prawdę mówiąc, mam już swego faworyta, ale wierzę, że jeszcze ktoś zdoła mnie przestraszyć. Prace, które zostały przysłane, może obejrzeć tutaj

2012-10-22

Stadion Narodowy. Trzy spojrzenia przed siebie

W ubiegłą środę byłem na meczu Polska-Anglia na Stadionie Narodowym, który dzień wcześniej zyskał przydomek basenu narodowego. Nie mam tu jednak zamiaru wdawać się w ogólnonarodową dyskusję, która przetoczyła się przez media, z fejsem na czele, gdzie ciężko było znaleźć post, który o tym by nie mówił. Wystarczy. Mecz był piękny, wspaniały, gardło zdarłem. A zatem:
1. Mam zamiar chadzać tam częściej. Zadziwił i zachwycił mnie ogrom konstrukcji, jakość odbioru meczu, a także bezpieczeństwo. Można tam spokojnie iść na imprezę sportową nawet z małym dzieckiem. Obiekt ten rósł właściwie na moich oczach, bo przejeżdżam obok w drodze z pracy. I możemy być z niego dumni. Trzeba tylko znaleźć sposób na to, by nie stał i nie niszczał. Takim sposobem mogą być:
2. Warszawskie Targi Książki, które, jak wieść niesie, mają odbyć właśnie tam. Pytanie: na płycie stadionu czy na galeriach? Tak czy siak miejsca jest sporo i uważam to za dobry pomysł. PKiN za każdym razem funduje uczestnikom targów darmową saunę. Pytanie drugie, czy i ja tam będę. Wierzę, że tak, choć nie wiem, na którego wydawnictwa stoisku. Pożyjemy, zobaczymy.
3. Stadion Narodowy pojawił się we fragmencie nowej prozy zaprzyjaźnionego autora, Dawida Kornagi. Jak już wspominałem jakiś czas temu, wspieramy się i kibicujemy sobie. Czekam na każdą nową powieść Dawida i wierzę, że i tym razem się nie zawiodę. Posmakować można tutaj

2012-10-16

Günter Grass – 85 lat!

Dziś przypadają osiemdziesiąte piąte urodziny mojego ulubionego pisarza. Zapytany na niedawnym łódzkim spotkaniu o ulubionych, żyjących autorów, jak zawsze powiedziałem, że są to twórcy z Gdańska: Grass, Chwin i Huelle. Güntera Grassa szanuję nie tylko za to, jak pisze, ale za wiele innych rzeczy. To człowiek renesansu, nie tylko pisarz, ale i świetny plastyk. Do tego świetny kucharz, miłujący, jak ja, soczewicę. Nie rozstający się z fajką, która jest i moją słabością. Obaj głosujemy na lewicę. No i najważniejsze: to człowiek odważny. Nie bał się powiedzieć o swojej przeszłości, nie boi się wyrazić sądu na temat przyszłości, choćby w sprawie Izraela i Iranu, za co został zaatakowany. Niedawno znalazłem w sieci ten tekst, pozwolę sobie na fragment: 
(...)

Chodzi o rzekome prawo do uprzedzającego uderzenia,
które mogłoby unicestwić ujarzmiony przez zarozumialca i regularnie zmuszany do owacji naród irański, dlatego że na jego terenie prawdopodobnie powstaje bomba atomowa.
Ale dlaczego zabraniam sobie
wypowiedzieć nazwę innego kraju, w którym od lat – choć w tajemnicy – powiększa się arsenał nuklearny, lecz poza wszelką kontrolą, bo nikt nie jest do niego dopuszczany?
Powszechne przemilczanie tego faktu,
które sprowokowało również moje milczenie, odczuwam jako ciążące kłamstwo i przymus, którego nie można zlekceważyć pod groźbą kary; oskarżenie o "antysemityzm" słyszy się często.(...)

2012-10-08

Nowy tekst

Tydzień temu wróciłem do pisania powieści, którą zacząłem w swoje czterdzieste urodziny. Nie, to nie autobiografia. Aż tak źle nie jest, data to przypadek. Napisawszy pierwszą część (z planowanych czterech), musiałem zająć się innymi pracami. Głównie to były autokorekty. Teraz stukam dalej. Jest rok 1938, Warszawa. Pewien maturzysta wpada w kłopoty. Właśnie na swojej drodze spotkał pewnego człowieka, artystę, skandalistę. Artysta, choć imię jego powstało w mojej wyobraźni, ma swój pierwowzór. I mieszka tam, gdzie ów pierwowzór mieszkał – tego zmieniać nie zamierzam. W ramach przygotowań do pisania, jeszcze zimą, zrobiłem nawet zdjęcie tej kamienicy, a właściwie oficyny. Jak się okazało, zdjęcie wyjątkowe, bo już niewykonalne. Po prostu zaczęła się budowa nowego domu i widok został zasłonięty. A zatem – gdzieś tam, na piątym piętrze, pomieszkiwał bohater. Przy innej okazji przyjrzę się wszystkim nieporozumieniom, które wokół miejsca tego narosły, oczywistym bzdurom, które wciąż można znaleźć w sieci.

2012-10-05

Ostatni kurs. Do piekła


Po szkołach, sądach i posterunkach policji przyszedł czas na infrastrukturę kolejową. Mimo że na niektórych trasach ruch pasażerski był zawieszony (Olsztyn-Mikołajki), w każdej chwili można było go przywrócić, puścić szynobus, choćby w sezonie wakacyjnym. Ale teraz pozbawi się małe miejscowości, a mam tu na myśli moje tereny, czyli Warmię i Mazury, także i tej nadziei. Kilka dni temu gruchnęła wieść, że jeśli samorządy nie przejmą szlaków kolejowych, Polskie Linie Kolejowe… rozbiorą tory! 
Tego to jeszcze nie było. Wkurwia mnie, że nasze państwo staje się państwem tylko dla bogatych. Rządzący wychodzą z założenia, że jeździć pociągiem IC będziemy tylko nad morze i do Krakowa, a i tak częściej wybierzemy własny samochód! Kto? Co? Kurwa, gdzie wy żyjecie, zasrańcy?!!! Jeśli do tego dojdzie, jeśli znikną tory, tak jak zniknęły już z trasy Iława-Brodnica, zostanie dokończone dzieło zniszczenia, zapoczątkowane przez Armię Czerwoną zimą 1945 roku, kiedy to rozebrano dziesiątki kilometrów torów i wywieziono na wschód. Coraz mniej ludzi wie, że jedno z drugim miasto łączyła kiedyś linia kolejowa. I łączy nadal, choć już tylko na kartach powieści, której fragment pozwolę sobie przytoczyć. 
Na maleńką stację kolejową w Kraplau wjeżdżał właśnie pociąg. Białe litery DB na burtach brudnozielonych pullmanów spowodowały, że mężczyzna poczuł nagłą rzewność. Dopiero po dłuższej obserwacji zatrzymujących się na stacyjce wagonów spostrzegł, że coś dziwnego jest w tym składzie. Ani jedno okno nie było otwarte, w ani jednym nie było widać twarzy człowieka. 
Ten pociąg był pusty! Prawie pusty...
– Wsiadasz pan?! – Georg usłyszał tubalny, mocny głos.
Spojrzał w kierunku, skąd pytanie padło, i ujrzał wąsatego konduktora stojącego na najniższym schodku u wejścia do wagonu. Przez sekundę nawet myślał, że to mechanik samochodowy z Danzig albo przynajmniej jakiś jego brat. Nie było jednak czasy na podobne rozważania, kolejarz bowiem, nie czekając odpowiedzi, gwizdnął przeciągle i pociąg ruszył z miejsca, tak że Henschell musiał wskakiwać do wagonu w biegu.
– Dokąd ten pociąg jedzie? – zapytał konduktora chwilę po tym, jak udało mu się zatrzasnąć za sobą drzwi i otrzepać się ze śniegu, który oblepił spodnie i dolną część kurtki.
– Do piekła, miły panie, nie gdzie indziej! – odpowiedział na pytanie kolejarz i choć pasażer czekał, aż ten skwituje słowa swoje śmiechem, nic takiego nie nastąpiło. – Dokąd pisać bilet? – zapytał konduktor.
– Bilet? – zdziwił się Georg. – Jaki bilet?
– A co? Myślisz pan, że skoro Iwan u bram, nie obowiązują nas już żadne przepisy? – oburzył się wąsaty, marszcząc srogo brwi. – Nawet Żydzi, jak jechali, panie, do Treblinki, musieli płacić kolejom niemieckim za przewóz. Ordnung must sein! To dokąd pan jedziesz?
– Hohenstein – wydobył z siebie złodziej.
– Będą dwie marki, fenigów trzydzieści – odpowiedział tamten, po czym jął szarpać się z zamkiem skórzanej torby celem wydobycia zeń bloczku biletowego. – A na pytanie szanownego pana, czemu nikt tym pociągiem nie jedzie, odpowiadam: bo to pociąg na wschód. Za kilkadziesiąt minut, gwarantuję to panu, nie będzie tu gdzie palca wcisnąć. Wszyscy wyjeżdżają, ot co. Może pan za to usiąść w pierwszej klasie...
Georg z powagą uiścił opłatę za przejazd, odliczając stosowna kwotę w zimnym bilonie, odebrał z rąk konduktora starannie wypisany blankiet biletu, złożywszy go na pół, schował do kieszeni, po czym zajął miejsce w przedziale. Za pokrytą mozaiką mrozu szybą przesuwał się krajobraz zupełnie mu nie znany; nigdy wcześniej Georg Henschell nie był na Mazurach. Pociąg mijał drzewa w białych czapach śniegu, jechał przez głębokie parowy, tu i ówdzie bielały większe płaskie przestrzenie, w których obserwator domyślał się jezior. 
Po kilkunastu minutach skład zaczął ponownie zwalniać, w oknie przedziały przesunęła się biała tablica z czarnym gotyckim napisem: Stefenswalde.
– Szczepankowo! – krzyknął nagle ktoś po polsku, jednak Henschel nie był w stanie określić, czy był to głos konduktora czy kogoś innego, a może jedynie wytwór jego imaginacji.



2012-10-04

Przestraszcie mnie!

Konkurs trwa. Można wygrać weekend w dobrym hotelu w magicznej Łodzi, przejść się z przewodnikiem szlakiem bohaterów mojej książki. Wystarczy zrobić makabryczne zdjęcie i znaleźć odpowiedni cytat w Trzecim brzegu Styksu. Zapraszam osobiście tutaj

2012-09-28

W Łodzi

Tak jak pisałem wcześniej, w środę mogłem wreszcie sprawdzić na miejscu, czy to, co napisałem o Łodzi, jest coś warte. Dyskusja wywiązała się szybko, pytania padały z sali, zanim prowadzący spotkanie Łukasz Kaczyński z "Dziennika Łódzkiego" rzucił hasło, że już można. Wytknięto mi parę błędów topograficzno-historycznych. Broniłem się, że licentia poetica, ale i tak przyznałem rację. W tle leciały zdjęcia starej Łodzi. Jak widzieli to inni, można sprawdzić na przykład tutaj Słowem – miło było. Dziękuję jeszcze raz za ciepłe przyjęcie.

2012-09-25

Spotkanie autorskie w Łodzi

Wreszcie będę mógł sprawdzić na miejscu, co się sądzi o mojej powieści. Lewandowski nagrabił sobie w Łodzi za swój Perkalowy dybuk, zresztą nie dziwię się. Mam nadzieję, że ja nie... Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi zaprasza na spotkanie jutro, czyli 26 września 2012 roku o godz. 17.00 do sali konferencyjnej Biblioteki. Ul. Gdańska 100/102, II piętro. Spotkanie i rozmowę o książce Trzeci brzeg Styksu poprowadzi redaktor Łukasz Kaczyński z “Dziennika Łódzkiego”. Kto z Łodzi lub okolic, zapraszam serdecznie!

Na spotkanie przygotowano specjalny biuletyn. Do obejrzenia tutaj

2012-09-24

Strzeż się tych miejsc

Nadszedł wreszcie długo wyczekiwany moment – rusza konkurs Strzeż się tych miejsc, związany z Trzecim brzegiem Styksu. Wszystko na specjalnej stronie. Dodam tylko, że nagroda jest warta podjęcia wysiłku. Sam chętnie wziąłbym udział!

2012-09-21

Dlaczego kryminał?


Powiedział Robert Ostaszewski w niedawnym wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej": "W Polsce kryminał stał się czymś więcej niż kryminałem. Czasem mówi więcej i ciekawiej o rzeczywistości obecnej RP niż literatura tzw. ambitna. Docenili to czytelnicy, bo od paru lat nawet subtelni intelektualiści już nie kryją się z tym, że czytają kryminały (…)". 
No i strzelił w dziesiątkę! Sam zostałem ostatnio zapytany, publicznie, czemu sięgnąłem po ten gatunek. Bo to modne, bo dochodowe? Na każde z tych pytań jestem w stanie odpowiedzieć twierdząco. Są autorzy, którzy przez całe życie piszą jedną książkę. Ja mógłbym dalej tkwić w klimacie Wrzawy i Bumerangu (choć pewnie telefonu z "Krytyki Politycznej" bym się nie doczekał), ale świadomie wykonałem zwrot – tak gatunkowy, jak i geograficzny oraz czasowy. Dobrze się czuję zarówno we współczesnej Warszawie, jak i XIX-wiecznej Łodzi czy Warmii doby renesansu. Mam tylko nadzieję, że moje dobre samopoczucie przekłada się także na samopoczucie czytelników. 
Dalej Robert Ostaszewski mówi, że "pisanie książek w Polsce generalnie staje się zajęciem coraz bardziej kobiecym. To zapewne bierze się stąd, że czytają też głównie kobiety i ostatnio wyraźnie coraz mniej są zainteresowane tym, co mają im do przekazania piszący mężczyźni. Dla piszącego faceta jest to sytuacja dosyć frustrująca". 
Osobiście nie czuję się sfrustrowany. Co więcej, według mnie to jest właśnie wyzwanie, które trzeba podjąć. Nie bez powodu najbardziej poczytnymi pisarzami na świecie wciąż są mężczyźni.

cały wywiad z krytykiem tutaj

2012-09-18

On

Równo 73 lata temu, rankiem 18 września 1939 roku, odszedł z tego świata. W jakich okolicznościach, tego już na sto procent pewni nie jesteśmy. Niektórzy twierdzą wręcz, że nie umarł (vide: film Mistyfikacja). I między innymi o tym będzie książka, której fragment pozwalam sobie wrzucić poniżej. 
(...) Nie chciałem przeszkadzać w interesach, więc szybko zaszyłem się w oddalonym kącie sklepu, gdzie można było znaleźć płyty z muzyką klasyczną. Ciekawość jednak zwyciężyła, a wzrok mój, po prześliznięciu się po płytach z mazurkami i nokturnami Chopina, po kilku chwilach powędrował w kierunku kontuaru, bo właśnie tam przystanęli obaj panowie. 
Stali i o czymś rozprawiali. To znaczy przybysz mówił – szybko, niezbyt głośno,  czasem zniżając głos do szeptu. Gestykulował przy tym zawzięcie i robił dziwne miny. Pan Kazimierz słuchał go w skupieniu i niemal nabożnej powadze, od czasu do czasu wtrącając się tylko jakim półsłówkiem. Ze strzępów zdań, które docierały do mych uszu, próbowałem odganąć, kim może być ów klient. 
Jego powierzchnowność bowiem mówiła niewiele: mógł mieć około czterdziestu pięciu, pięćdziesięciu lat, ubrany był w samodziałową marynarkę i pumpy, które nie bardzo współgrały z jego krępą budową ciała. Na głowie miał kapelusz, w ręku laseczkę – wyglądał jak tysiące, ba! dziesiątki tysięcy mężczyzn chodzących po ulicach tego miasta i tego kraju.
– Wróciłem przedwczoraj, ale, niech mi pan wierzy, już mam serdecznie dość tego miasta... – Udało mi się zrozumieć całe zdanie.
– Nie dziwię się panu – westchnął boleśnie Banaszkiewicz. – Też bym chętnie gdzieś wyjechał, ale co poradzić. Kto zostanie w sklepie... (...)

2012-09-14

Hel. Trzy spojrzenia przez ramię


Dwa dni temu materiał w Wiadomościach, że port wojenny w Helu jest na sprzedaż. Euforia w głosie wypowiadających się ludzi, głupio zadowolony dziennikarz. Hel to miejsce mi bliskie, nie tylko dlatego, że tam swoje przygody przeżywają bohaterowie moich powieści. 
W głowie mam do dziś trzy obrazki związane w tym miejscem.
1. sierpień 1980. Po drugiej stronie Zatoki wszystko stoi na głowie, bo strajk w stoczni. Wybraliśmy się z rodzicami z Jastarni na wycieczkę na koniec półwyspu. Przed wjazdem do miasta autobus zatrzymuje się, wchodzi do środka marynarz z kałachem i zaczyna sprawdzać dowody osobiste pasażerów. Jeśli nie jesteś Polakiem, na Hel nie wjedziesz. Potem chodzimy po miasteczku, a tu na każdym kroku słychać… niemieckie szwargotanie. Okazało się, że przypływali wodolotami, których nikt nie sprawdzał.
2. styczeń 1991. Wszystko w pogotowiu, bo właśnie zaczęła się Pustynna Burza. Wybraliśmy się z harcerzami na wycieczkę. -20 stopni, ale zwiedzać trzeba. Wpadam na pomysł, żeby spróbować wejść do portu wojennego. Legitymacja ucznia OLW otwiera wszelkie drzwi, po chwili jesteśmy już całą grupką na ścigaczu. Tylko że młodych harcerzy najbardziej interesują fotografie gołych babek, które marynarz przywiesił sobie nad koją.
3. lipiec 2000. Wizyta podczas urlopu u kolegi z OLW, wówczas porucznika marynarki Mirka S. Gości mnie obiadem na ORP Mewa, potem herbatka w sztabie z innymi oficerami. To miejsce pracy Mirka, dojeżdża tu codziennie z Gdyni lub przypływa wodolotem. 
Czy ktoś wtedy pomyślał, że na Helu nie będzie kiedyś polskich okrętów? Czy to miejsce nagle straciło swoje strategiczne właściwości? Miało je przez setki lat, a teraz już nie ma? 
Teraz fragment powieści Krypta Hindenburga, który będzie dobrym komentarzem do tego, co napisałem i co myślę. 
Ruszyli przez pusty plac, wolnym krokiem, wymuszonym przez kalectwo jednego z nich, a może fakt, że drugiemu nigdzie się nie spieszyło. Tu i ówdzie z popękanego asfaltu przebijały kępy traw, w pewnym miejscu udało się wykiełkować nawet całkiem sporej brzózce!
– Parę lat, a wyrośnie tutaj prawdziwy las – rzekł z przyganą mężczyzna o imieniu Wojciech, kopiąc ze złością rdzewiejącą puszkę po czarnym specjalu. – Pomyślałbyś, że dożyjemy czasów, kiedy w mieście, w którym zawsze stacjonował ogromny garnizon, nie będzie ani jednego żołnierza?
– Zasrana doktryna. 
– Otóż to! Wszyscy przejrzą na oczy dopiero wtedy, gdy czołgi z Kaliningradu będą pięćdziesiąt kilometrów w głębi Polski. Jeszcze wspomnisz moje słowa. A i wtedy nie braknie pewnie takich, co będą się zastanawiać, czy kochanym sojusznikom wypada z tego powodu przerywać popołudniową herbatkę czy grę w golfa…
A na sam koniec anegdotka. Ile by trwał konflikt zbrojny z Rosją, wywołany przez Polskę? Dwa dni. Dlatego, że pierwszego dnia Rosjanie tarzaliby się ze śmiechu.

2012-09-13

Wywiad w ZwB


(...) Choć urodziłem się na Mazurach i ten region jest, obok Warszawy, najbardziej eksploatowany w mojej twórczości, do Łodzi mam wielki sentyment. Chciałbym tam częściej bywać, nawet pomieszkać. A czemu wiek XIX? Bo to najlepszy okres w historii tego miasta, ale też świetny moment w historii polskiej literatury. W książce jest mowa o Prusie, Orzeszkowej, w drugiej części zaś w epizodzie pojawi się z kolei Stanisław Przybyszewski. Jako polonista nie mogłem sobie odmówić przyjemności sięgnięcia po te wybitne postaci. Wiem, że jedna powieść kryminalna, współczesna, działa się w Łodzi. Nie będę wymieniał tytułu ani nazwiska autora, ale nie dziwię się, że chciano mu w Łodzi mordę za to obić... (...)
całość tutaj

2012-09-10

The Bookworm Day

W pięknych okolicznościach przyrody, w niedzielne popołudnie, porozmawialiśmy sobie o książkach: moich i cudzych, napisanych i nienapisanych, wydanych i niewydanych.  O kryminałach retro i skandynawskich. Ja to ten w kapeluszu, a gros widzów – za autorem zdjęcia. Dziękuję jeszcze raz organizatorom wydarzenia za zaproszenie, a widzom za obecność, szczególnie Dawidowi i Joannie, że znaleźli chwilę, by wpaść. Mówi się, że między autorami przyjaźni nie ma. Nas z Kornagą, autorem Rzęs na opak, Cięć i wielu innych świetnych książek, łączy układ, który właściwie sam się narodził. Na czym polega? A na tym, że na spotkanie autorskie drugiego idziemy... nawet z 40-stopniową gorączką. I niech tak pozostanie. Szersza relacja z wydarzenia tutaj

2012-09-07

Paradoks

Wczoraj wieczorem na Dwójce pierwszy odcinek nowego serialu kryminalnego, w którym Bogusław Linda wreszcie wraca w roli na miarę swoich ambicji. Ale nie o tym chciałem; recenzje Paradoksu znaleźć można na portalach filmowych i temu podobnych. Chciałem napisać raczej o jednej dziwnej rzeczy, mianowicie o tym, że akcja serialu dzieje się w jednym mieście, a tak naprawdę w dwóch miastach jednocześnie, Warszawie i Łodzi. Czyli tam, gdzie umieściłem akcje moich ostatnich książek. Twórcy nie epatują mocno cukierkowymi widoczkami stolicy, jak to miało miejsce w tvn-owskich gniotach w rodzaju Magdy M. czy Teraz albo nigdy, czy przesłodzonej Łodzi, jaką oglądamy w Komisarzu Aleksie. Chodzi o pewną umowność i przełożenie środka ciężkości nie na scenografię, ale na to, z czym zmagają się bohaterowie. Przyzwolenie na samosąd, połamany gliniarz, kret w sekcji – to mocne i nowe tematy. A miasto jest tylko tłem. Wracając do książek, recenzenci zwrócili uwagę na niezłe portrety obu miast w moich książkach. Dr Bernadetta Darska podsumowała swoją ocenę zdaniem: "Stanisław Berg ma się pojawić w zapowiadanej drugiej części cyklu. Miejmy więc nadzieję, że wtedy jego działania okażą się równie ciekawe jak opisy miejsc, teraz proporcje te są za bardzo zaburzone." Czy tak jest? Być może. Wytłumaczyć się mogę tym, że to książki, z których każda otwiera cykl, a zatem sporo tam o miejscu, po którym bohaterowie będą chodzić. W kolejnych częściach będzie już czysta akcja.

2012-09-06

Z czytelnikami na cyplu

Jeśli ktoś ma ochotę i czas, to zapraszam w niedzielę nad Wisłę. Będę tam od 13.00.

2012-09-04

Latem o zimie


Ostatni etap autokorekty (już na papierze, a to zupełnie inna jakość!), wszak Ostatni rozkaz już zimą 2013. Także zimą dzieje się akcja pierwszej części powieści.
(...) Dochodziła czwarta po południu, gdy Podbiał i Nowak wychodzili z Pałacu Mostowskich. Na dworze było jeszcze jasno. W najwyższych oknach Błękitnego Wieżowca na placu Bankowym odbijały się promienie zachodzącego słońca. Pod drugiej stronie, na szczycie odnowionego niedawno frontonu pałacu, wielki orzeł w koronie rozkładał szeroko skrzydła. 
Tymek zawsze śmiał się w duchu, że kamienne ptaszysko chce tym jednym gestem powiedzieć: a co ja, kurwa, mogę na to poradzić?! Jakby chciało wyręczyć wszystkich ludzi, którzy pracowali w tym gmachu. 
Tymczasem on, młodszy aspirant Nowak, miał zamiar pokazać, sobie przede wszystkim, że można przynajmniej próbować. W ciągu następnych godzin planował przepytać rodzinę i sąsiadów Kuli. (...)

2012-08-30

Kryminał, który się czyta


Pisze Józef Jacek Rojek na stronie pisarze.pl: “Krzysztof Beśka zaczął swój życiorys literacki jako poeta, ale zapoznany został jako powieściopisarz, który umie tworzyć literackie fikcje z godnym pozazdroszczenia zadziornym piórem – jak to się powiada – i z nonszalanckim tupetem, i któremu nie obce są również polskie uwarunkowania kapitalistycznego dwudziestolecia, w jakim żyjemy, jak również rozliczenia z przeszłością. (...) organizującą strukturą powieści Trzeci brzeg Styksu Krzysztofa Beśki – owego mrocznego kryminału w scenerii dawnej Łodzi – jest woda. Woda jako taka i przynosząca korzyść, i woda jako mitologiczna rzeka Styks, gdzie wokół niej gromadzi autor Bumerangu wszystkie inne, pomniejsze motywy i sekwencje literackie, tematy i wątki, aby zbudować ostatecznie powieść retro-kryminalną. Powieść retro-kryminalną o posmaku thrillera – którą się naprawdę czyta! (...) Klasyczne wątki i chwyty literackie, nawet tląca się miłość, pod piórem Krzysztofa Beśki znajdują jak najbardziej konsekwentną konstrukcję dobrego retro-kryminału, gdzie podjęte tropy przez dwóch detektywów, prowadzą nie tylko   przez podejrzane szynki i ciemne zaułki miasta. Ale również tropy wiodą przez pałace przemysłowców i ich podziemia, zaś galeria łódzkich przedstawicieli władz miejskich, cyrkułów, mieszczan i mieszczek, Żydów i detektywów, jak i ubogich panienek z dobrego domu czy podejrzanych miejskich żulików, naprawdę stanowi galerię osób wyrazistych, opisane rysem psychologicznym, co przywołują na myśl Ziemię obiecaną Władysława Reymonta. Tyle że jest to „ziemia obiecana” Krzysztofa Beśki – podziemi i kanałów: mrocznych nurtów człowieczej psychiki, jakie się budzą w dobie „tamtego” kapitalizmu. Wszystko zaś podane jędrnym językiem, opisowym, jak przystało na naprawdę rasowy kryminał".

całość tutaj

2012-08-29

Ćwierć wieku temu

Równo 25 lat mija, odkąd spędzili nas na Leśną 1 w Olsztynie, zabierając ostatnie dni wakacji. Wszystko po to, by dzwonek w Ogólnokształcącym Liceum Wojskowym mógł 1 września zabrzmieć wyjątkowo donośnie i doniośle, a my mieliśmy stać w równych szeregach, bo świat patrzył. Udało się. Potem już było coraz gorzej, a świat miał nas w dupie. I tak powstała Fabryka frajerów, po latach uhonorowana w tym samym mieście najważniejszą nagrodą literacką regionu. Powieść jeszcze można kupić, na przykład tutaj

2012-08-20

Śladem retrozbrodni

O Trzecim brzegu Styksu wspomina Katarzyna Wajda w swoim artykule. Miło się znaleźć w dobrym towarzystwie. 
Całość  tutaj

2012-08-13

W Iławie. Kilka drobnych uwag


Kiedyś pisałem wiersze, od wierszy z reguły zaczyna się przygodę z literaturą, która, gdy ktoś ma sporo talentu i jeszcze więcej szczęścia, może z przygody zmienić się w zajęcie poważne, nadające sens życiu. Poważne i niepoważne jednocześnie, bo poważny zawód (czytaj: dochodowy) to jest fryzjerka albo glazurnik. Ale o tym właśnie marzyłem, wychylając się przez okno z widokiem na Mały Jeziorak, co zaowocowało wierszem, który później znalazł się w tomie Jeziorak. Niedojrzałe to jeszcze, sztubackie mocno, ale ważne, że pisane językiem dyskursywnym, bez rymów. No i stanowi ważny dokument. Taki byłem, tyle potrafiłem. Wciąż też ufam w sprzyjające wiatry i słowo, a i na ciepłe lądy przyjdzie czas. Mam nadzieję, że wcześniej niż na emeryturze. Przez to samo okno wyglądałem sobie kilka dni temu, 15 lat od napisania tamtego wiersza. Wiele się zmieniło. Bibliografia sporo dłuższa, tak podmiotowa, jak i przedmiotowa. A w głowie wciąż żywa jest nadzieja, że gdzieś tam, za przesmykiem, nad którym właśnie przerzucono nowy most, czeka coś dobrego. Mógłbym jeszcze napisać, że Iława pięknieje, że zbudowano wiele nowych, szerokich ulic (pewnie po to, by przez to miasto szybciej przejechać i nie oglądać się!), burząc przy tym zabytki i wycinając stare drzewa. Mógłbym napisać, że miejska biblioteka czeka, aż dostanę Nobla, bo wcześniej nie ma szans, żeby mnie, twórcę z Iławy, zaprosić na spotkanie z czytelnikami. Mógłbym jeszcze napisać wiele, ale po cholerę... I tak powstał rym.

2012-08-07

Nowa jakość powieści kryminalnej


Pisze Robert Fryga na lubimyczytac.pl: “Powoli zmieniam zdanie na temat powieści kryminalnych rodzimych autorów. Zupełnym przypadkiem trafiłem na mniej znanego (ale nie debiutującego) pisarza, prezentującego jednak poziom zdecydowanie wyższy od najpopularniejszych person polskiego światka literackiego. Krzysztof Beśka bazując na wyświechtanym schemacie starego gliny i młodego gliny stworzył nową jakość powieści kryminalnej z lokalnego podwórka. Nie dość, że świetnie się czyta, to jeszcze mimowolnie chce się więcej i więcej. (...) Chociaż Beśka korzysta z klasycznych wzorców kryminałów, to stawia na ich nowoczesne adaptowanie i opakowanie w wielkomiejski klimat współczesnej Warszawy. Tyle, że odrzuca źle rozumiany (a tak popularny wśród naszych pisarzy) lokalny patriotyzm i pisze o polskich miastach tak, jakby przedstawiał np. Nowy York. Na plus są również kreacje bohaterów. (...) Książki nie czyta się szybko i w jeden wieczór, ale to tylko dodaje uroku całości i jeszcze bardziej podkreśla kreację głównego bohatera. Żeby nie było zbyt mrocznie, książka obfituje w akcenty humorystyczne, co zdecydowanie uprzyjemnia i ubarwia lekturę. Jednak ze względu na lekko cyniczne obserwacje głównego bohatera nt. społeczeństwa, mamy do czynienia raczej z czarnym humorem. I bardzo dobrze, bo taki komediodramat raczej nie zyskałby uznania w moich oczach, a tak – zastosowane zabiegi pozwoliły oderwać się od głównego wątku fabuły, nie burząc jednocześnie całego nastroju. Autor Wieczornego seansu wysmażył kryminał pierwszorzędny. Powinien zadowolić tak niedzielnych czytelników, jak i weteranów powieści kryminalnych. Akcja zasuwa do przodu już od pierwszych stron i zwalnia dopiero na epilogu. Po skończonej lekturze mam wilczy apetyt na kolejną książkę Krzysztofa Beśki. Czuję, że będzie dobra”.
całość tutaj

2012-08-06

Bardziej przygoda niż kryminał

Pisze Bernadetta Darska: "Powieść kryminalna Krzysztofa Beśki to interesujący portret miasta skażonego występkiem i naznaczonego złem uderzającym w niewinnych. W Łodzi końca XIX wieku zostaje porwany chłopiec. Nikt nie może trafić na jego ślad, a kiedy znika kolejne dziecko, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Choć mamy tu do czynienia ze śledztwem, trudno oprzeć się wrażeniu, że konwencja przyjęta przez autora bliższa jest powieści przygodowej niż detektywistycznej. Zwłaszcza finał tej historii pozwala tak sądzić. Oprócz próby wyjaśnienia tajemniczej sprawy, wzbogaconej dodatkowo zniknięciem pewnego mężczyzny, Beśka proponuje czytelnikom opis przedstawicieli różnych warstw społecznych i różnych narodowości. (...) Książkę otwiera i zamyka fragment umiejscowiony we współczesności. Tego typu klamra nie ma szczególnego uzasadnienia i wydaje się zbędna. Cóż zatem otrzymuje czytelnik? Interesujący portret miasta, dość powoli rozwijającą się akcję, bardziej przygodę niż kryminał. Stanisław Berg ma się pojawić w zapowiadanej drugiej części cyklu. Miejmy więc nadzieję, że wtedy jego działania okażą się równie ciekawe jak opisy miejsc, teraz proporcje te są za bardzo zaburzone".

całość tutaj

2012-08-03

Kryminalna ziemia obiecana


Pisze Rałał Śliwiak w recenzji na Wirtualnej Polsce: (…)”Beśka posługuje się bogatym językiem, obfitującym w metafory i opisy doznań zmysłowych, co pozwala czytelnikowi bezpośrednio poczuć klimat ukazywanych miejsc i sytuacji. Autor nie stroni też od dygresji, co nieco spowalnia akcję, ale pozytywnie wpływa na budowanie napięcia. Zapewne ze względu na brak doświadczenia na kryminalnej niwie, pisarz nie uniknąć też kilku potknięć. Jedno z poważniejszych to wysłanie – wychwalanego wcześniej za zawodowy profesjonalizm – detektywa na spotkanie z tajemniczym informatorem. Bohater udaje się na nie bez broni i nie zachowuje podstawowych zasad ostrożności. Wielkim atutem powieści Beśki jest za to sugestywny i przekonujący obraz Łodzi – bogata w szczegóły historyczno-obyczajowa mozaika żywego urbanistycznego molocha, który niczym Metropolis z filmu Fritza Langa zawładnął swoimi mieszkańcami. Opisy miasta atakują nasze zmysły jaskrawymi barwami i wyrazistymi zapachami, rozbrzmiewając odgłosami codziennego życia i różnymi językami. Dynamizm i plastyczność tej pisarskiej wizji przenoszą nas na czas lektury w czasie i przestrzeni, by potem na długo zagościć w myślach. Jako się wcześniej rzekło, opis miasta daleki jest jednak od sielanki. W jego tle pobrzmiewa, charakterystyczna dla twórczości Beśki, krytyka odhumanizowanego kapitalizmu, w którym człowiek staje się jedynie niewiele znaczącym trybem machiny do generowania zysków dla wielkich tego świata. Społeczna wrażliwość w kryminale retro? Jak się okazuje, pisarzowi udaje się ją zgrabnie wpisać w ramy formuły gatunku.”
Całość tutaj