2013-03-13

Cyzeluję, czyli odchudzam

Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi, żebym z 300 napisanych w pocie czoła strony zrobił 200, pewnie bym się oburzył święcie. Potem zaśmiał się nerwowo. A potem odmówił. Ale czas płynie, człowiek się, mam nadzieję, rozwija. Dziś wiem, że gdy przystępuję do kolejnej autokorekty, muszę myśleć nie tylko jako autor, ale również jako… czytelnik tej książki. A współczesny czytelnik jest niecierpliwy. Nie można przeciągać struny. Zapomnieć o blachach tekstu i kwiecistych zdaniach, dygresjach, rozbudowanych opisach. Dziś książkę czyta się krótkimi rozdziałami, od przystanku do przystanku, od jednej stacji metra do drugiej. Dialogi, częste akapity. Nie ma tu wcale ironii, ja naprawdę tak myślę! Dlatego sam zdecydowałem się obciąć tych sto niemal stron, zrezygnować z kilku wątków i postaci, przenieść je gdzie indziej, może do innej powieści. Zaprzyjaźniony autor powiedział kiedyś, że sztuka pisania to także sztuka skreślania. I już widzę, po trzech dniach pracy, że lżej się oddycha. Wiem, że zdradzam sekrety warsztatu, ale trudno. To mogę zrobić. A może to nie żaden sekret? Może każdy to wie…? Tak czy inaczej po roku redaktor Tomasz Horn, bohater Ornatu z krwi, wraca przypadkowo do Fromborka, by rozwikłać kolejną zagadkę.