2014-06-30

Skokowe postępy


Słów kilka na blogu Bolek czyta: „(...) To kontynuacja cyklu zapoczątkowanego przez Trzeci brzeg Styksu, o którym pisałem ponad rok temu. Czas i miejsce akcji pozostają bez zmian: koniec XIX wieku, Łódź. Główny bohater też się nie zmienia – to polski detektyw Stanisław Berg. Zawsze w podobnych sytuacjach pojawia się pytanie o relację części pierwszej cyklu do części drugiej. Lepsza? Gorsza? Na podobnym poziomie? Moim zdaniem, w Pozdrowieniach… autor zdecydowanie się rozwinął. Akcja toczy się bardziej wartko a fabuła właściwie nie ma słabych punktów. Krzysztof Beśka robi skokowe postępy sztuce uzależniania czytelnika od swojej intrygi. Prawda jest taka, że kiedy tę książkę zacznie się czytać, trudno przestać. Wrażenie robi też na czytelniku złożoność świata powieści i galeria pojawiających się typów: robotnicy, socjaliści, kapusie, właścicieli burdeli (burdeltaci?), zboczeńcy, kurwy, policjanci i oficerowie ochrany. Plus Łódź, która funkcjonuje w tej powieści na prawach osobnej literackiej postaci (...)” całość

2014-06-25

Świat ze słów

Pisze Urszula Witkowska na blogu pelenzlew: "(...) Łódź XIX wieku wniknie pod skórę czytelnika i będzie drażnić, dopominać się uwagi. W dużej mierze to zasługa języka. Dbałość Beśki o warstwę językową, nadanie indywidualnego charakteru postaciom składają się na barwny obraz miasta. Beśka stworzył ze słów świat, jakiego nie znamy, jakiego nie pamiętamy. Odmalował przeszłość tak sugestywnie, że niemal jesteśmy w stanie w nią uwierzyć. A na dodatek Pozdrowienia z Londynu dają czytelnikowi to, co dawać powinny – przyjemność czytania. Bo przecież podstawowym zadaniem kryminału jest wciągnąć czytelnika w intrygę i zapewnić mu miło spędzony czas. Warto też zaznaczyć, że Pozdrowienia z Londynu to kontynuacja przygód detektywa, którego czytelnicy mieli okazję poznać już z powieści Trzeci brzeg Styksu. Można oczywiście sięgnąć po tę powieść bez znajomości pierwszej, ale z pewnością odbiór będzie pełniejszy, jeśli na Waszej liście lektur pojawi się i ta wcześniejsza pozycja (...)" Cała recenzja

2014-06-24

Baedeker łódzki


Kilka słów na temat moich łódzkich książek, wszystkich trzech, bo także o pisanej właśnie Dolinie Popiołów, można znaleźć tutaj Ciekawe zdjęcia miejsc, w których rozgrywa się akcja. Bo przecież nie tylko Reymont!

2014-06-23

Nie daje od siebie uciec

Ewi, użytkownik serwisu lubimyczytac.pl, pisze tak: "(...) Pozdrowienia z Londynu jest bez wątpienia świetnie skonstruowaną powieścią i – według mnie – lepszą niż pierwszy tom serii. Książka wciąga już od pierwszych stron, nie daje od siebie uciec. Wszystko jest dokładnie przemyślane, żaden wątek nie pojawia się znikąd, wszystkie się ładnie zazębiają – a pojawia się ich dość sporo. Beśka świetnie oddał klimat miasta – co wcale nie jest zadaniem prostym, ponieważ Łódź była i wciąż jest miejscem specyficznym. Połączenie wszystkich ,,światów" jakie pojawiają się w powieści – od pałaców, po fabryki, cukiernie, ekscentryczne teatry i lupanary – Beśka sprawił, że wszystko się przenika, stanowi całość potężnego, XIX wiecznego miasta (...)".  całość

2014-06-19

Rozwiązanie zagadki?

Na spotkaniach w czytelnikami bardzo często wraca temat moich inspiracji, w tym powieści Władysława Stanisława Reymonta Ziemia obiecana. Noblista opisał w niej perypetie mnóstwa osób (nie tylko trzech przyjaciół, więc niech się pani z Bydgoszczy przestanie mnie czepiać, vide: poprzedni post). Także tych, których nie ma w filmie ani w serialu, jak np. garbaty Anglik, Murray. Są więc Polacy, są Żydzi, są Niemcy. Nie ma ani jednego Rosjanina. Mówi się o policji, owszem, ale ani słowa, że to policja carska. Zastanawiałem się wiele razy, dlaczego Reymont pominął tę nację. Z niechęci do niej? Odpowiedź właśnie do mnie dotarła! Wszystko najprawdopodobniej przez carską cenzurę, która mocno ingerowała w tekst wydania książkowego. Na tyle mocno i na tyle autor kiepsko się z tym poczuł, że musiał wyjechać potem za granicę na dłuższy czas. Artykuł tutaj

2014-06-18

Znów zgrzeszyłem?

Słów parę w „Ekspressie Bydgoskim”: „(...) W Pozdrowieniach z Londynu znajdziemy nie tylko znane już z pierwszej części trylogii postaci, ale też katalog tych samych zalet i wad, charakteryzujących tamtą książkę. W twórczości Krzysztofa Beśki zawsze ceniłam nieprzypadkowy zmysł reporterski – lubię, gdy buduje tło zdarzeń z wielu czujnych obserwacji. Ten sam zmysł zawodzi jednak przy kolejnej kanonicznej cesze reportażu - ograniczonej liczbie bohaterów. Tę cechę można odnieść też znakomicie do powieści kryminalnej i przeciwko niej Beśka (kolejny raz) grzeszy". całość tutaj Mógłbym tu wchodzić w polemikę z autorką tych słów, ale wydaje mi się to bezcelowe. Powiem tylko, że reporterem nigdy nie byłem i nie zamierzam być. Jak chce dziennikarka czytać reportaże, to niech kupi sobie Szczygła. A w kolejnej części bohaterów dam tylu co na zdjęciu obok. Dlaczego? Bo mogę.

2014-06-17

Intryga goni intrygę

Pisze Marek Bachorski-Rudnicki: „(...) Intryga goni intrygę, częste zwroty akcji zaskakują, co chwilę pojawiają się nowe wątki, przybywa morderstw. Wpleciona w XIX-wieczną Łódź fabuła przybliża czytelnikowi sytuację polityczną tamtych dni nazwanych później „buntem łódzkim”. Zaglądamy wraz z autorem do domów publicznych, poznajemy kryminalny półświatek, ale i bogatych przemysłowców, którzy często nie potrafili poradzić sobie z otaczającą ich nową rzeczywistością. W tle widzimy carską policję i wojsko, które za wszelką cenę wprowadza porządek w mieście. Autor w interesujący sposób nakreśla czytelnikowi postacie bohaterów, przenosząc go w dawne czasy i powodując, że, gdy się czyta tę książkę, po plecach przechodzą lodowate ciarki. Powieść Krzysztofa Beśki to zajmująca historia kryminalna z zaskakującym zakończeniem.” całość

2014-06-16

Ponury

70 lat temu zginął pod Jewłaszami mjr Jan Piwnik, ps. Ponury. Zginął w walce. Był bowiem tym dowódcą, który mówił "za mną!", a nie "do ataku!". Byłem 1988 roku na Wykusie w Górach Świętokrzyskich, mateczniku oddziału partyzanckiego Piwnika. O jego życiu i walce powinien powstać film, nie o Kuklińskim. I ciekawa rzecz na koniec. Jan Piwnik, prócz tego, że był porucznikiem Wojska Polskiego, był też aspirantem policji. Służył w latach 1935-39. A gdyby tak uczynić go bohaterem kryminału retro? Wszak gros tego typu powieści rozgrywa się właśnie w XX-leciu międzywojennym.

2014-06-13

Na północ!

Zaraz ruszam w podróż w rodzinne strony. Za każdym razem, gdy ma to miejsce latem albo, tak jak teraz, późną wiosną, przypominają mi się te fragmenty powieści o przygodach Pana Samochodzika, w których Zbigniew Nienacki opisuje drogę z Warszawy (albo Łodzi) ku przygodzie. Raz jest to eskapada w towarzystwie magika, jak w Panu Samochodziku i zagadkach Fromborka, innym razem wyścig, jak w Wyspie złoczyńców. Jakie były polskie drogi w latach 60. i 70.? Wąskie, to prawda, ale za to niewiele na nich było pojazdów. Dziś mamy autostrady, ale też aut więcej. Niestety, jadąc do Iławy, mam tylko dwupasmówkę do Płońska. Potem zaczyna się przygoda.

2014-06-12

Na komisariacie wczoraj i dziś

I znów mamy aferę w Łodzi. Tym razem doszło do niej na VI komisariacie policji. Imprezy, chlanie, seks. Oceniał nie będę, bo nie moja sprawa. Ale dla porównania dam fragment Doliny Popiołów, nad którym dziś pracowałem, a którego akcja rozgrywa się również w komisariacie, a raczej w cyrkule:

(...) Danilczuk czekał na swoich oficerów. Na ósmą zwołał był bowiem naradę. Jeszcze wczoraj radziliby, co zrobić z plagą pożarów, do których dochodziło w okolicach Łodzi w ostatnim czasie. Dzisiaj musieli zastanowić się, co począć z podejrzanym o ich dokonanie. 
Jako pierwszy pojawił się Puszkin. Danilczuk odwrócił się od okna, by go przywitać.
– Na rozkaz. – Zasalutował przybysz dość oszczędnym ruchem przybysz.
– Siadajcie.
Major zajął wskazane mu miejsce przy stole. Spojrzał na widzący nad biurkiem przełożonego portret Aleksandra II i skrzywił się. Następnie wyjął z zanadrza przybory do pisania: pióro, chemiczny ołówek i gruby niczym pół Biblii służbowy notatnik. Był gotowy do odprawy.
– Poczekamy jeszcze chwilę – rzucił przez ramię Danilczuk, wciąż stojący przy oknie.
– Tak jest.
Policmajster cenił sobie pracę i zaangażowanie Puszkina, a i osobiście lubił go bardzo. Także dlatego, że, podobnie jak Danilczuk, oficer ów pracował w Łodzi od niedawna. To właśnie on zajmował się od początku sprawą podpaleń, uczestniczył nawet w kilku naradach, zwołanych w Piotrkowie prze gubernatora Millera. Niestety, jakiś czas temu śledztwo stanęło w martwym punkcie, wobec czego nawet tak tęgi umysł jak Puszkin był bezradny.
Czyżby teraz mieli zakończyć sprawę? Obaj pracowali w tym fachu wiele lat i wiedzieli, że bardzo często to, co wydaje się być oczywiste, wcale takim nie jest. A stąpali po kruchym lodzie. Kügelgen miał w Łodzi wielu popleczników. Nie tylko zresztą tutaj…
W ciągu kilku następnych minut w gabinecie zameldowali się kolejni oficerowie. Obsiedli stół, zapalili papierosy i cygara, bo Danilczuk, sam będą amatorem fajeczki, pozwalał palić podczas odpraw. Zaczęli rozmawiać w parach. Czekali tylko na jedną osobę. Jedynego człowieka, który miał zasiąść między nimi bez munduru. I jedynego, którego nie trawili, odkąd znów pojawił się w ich mieście.
Sokrat Karpow jednak nie zjawiał się. Wiedzieli, że może sobie na to pozwolić jako urzędnik do specjalnych poruczeń. (...)

2014-06-11

Boję się wykopalisk

Dlaczego? Przecież nie biorę w nich udziału, więc nie ma obawy, że natknę się na jakiś szkielet czy coś podobnego. Boję się, że coś wykopią, a ja nie zdążę o tym napisać. Tak, wiem, wykopali mistrzów w Kwidzynie, a ja napisałem o tym w Ornacie z krwi. Ale na tym koniec. Chcę być pierwszy! Dlatego kiepską wiadomością jest, że w Twierdzy Wisłoujście zaczęli skrobać (szczegóły). Tam przecież będą szukać bohaterowie mojej powieści Kwadrant i puginał, czyli trzeciej części przygód redaktora Tomasza Horna. No ale można mieć nadzieję, że niczego nie znajdą, tak jak nie znaleźli archiwum Bundu na terenie niegdysiejszego getta w Warszawie, a to też temat, którym chcę się zająć. 

2014-06-10

Mój pierwszy mem, czyli chłopaki z Łodzi

Trzech wspaniałych chłopaków urodziło się w roku 1929 w mieście Łodzi: aktor Stanisław Mikulski (z którym pogadałem niedawno, co widać), pisarz Zbigniew Nienacki i mój wujek, który zawsze namawiał mnie do tego, żebym pisał kryminały.

2014-06-09

Książka na lato.

Pozdrowienia z Londynu biorą udział w plebiscycie Najlepsza książka na lato, organizowanym przez serwis Granice.pl. Książka staje w szranki w kategorii Kryminał, sensacja. Głosować można tutaj. Do wygrania zestawy atrakcyjnych książek.

2014-06-06

Kto podpala dwory?

Od kilku dni zajmuję się cyzelowaniem Doliny Popiołów, czyli trzeciej części przygód detektywa Berga. Książka została zapowiedziana na okładce Pozdrowień z Londynu, tu i ówdzie słyszę, żebym nie kazał czytelnikom długo czekać, no to się trzeba było zabrać. Idzie mi nawet nieźle. Szczególnie lubię zmieniać personalia bohaterom. Który z nich stoi za podpaleniami szlacheckich dworów w okolicach Łodzi? Oto jest pytanie!

2014-06-05

Rufa, czyli tył?

Wszelkie sugestie i uwagi zawsze przyjmuję. No, prawie zawsze. Od Jacka Ł., z którym mieszkaliśmy kiedyś w jednym bloku w Iławie, którego pamiętam jako nawiększego punka w mieście i którego nie widziałem całe lata, dostałem wiadomość taką: "Ornat z krwi zakupiłem i przeczytalem... Miło, lekko i przyjemnie. I takie książki z pewnością są potrzebne! Choć mnie bardziej klimat Fabryki... przypadł do gustu... Krzysiu, na str. 134 i 135: "Wychylajac się, widział czerwone tyle światła większej łodzi...” Krzysztofie drogi: jak coś pływające, to nie ma przodu ani tylu, tylko dziób i rufę! Czyli mógł nie tylne, ale rufowe, i nie światla, a światło, nie czerwone, a białe!!! Białe o kącie 135°. Jeśli będziesz chciał, to mogę podać dokładną charakterystykę. I nie gniewaj się, proszę, tą nautyczną konsultacją". Nie gniewam się! I jako żeglarz z patentem posypuję głowę popiołem.

2014-06-04

Ćwierć wieku

W mediach, ale i w rozmowach między Polakami obecne jest dziś z pewnością pytanie: gdzie byłeś, co robiłeś 25 lat temu? Ja nie głosowałem, bo miałem tylko 17 lat. Nie wybrałem więc wolności ani nie opowiedziałem się po stronie starego systemu. Może i dobrze. O wszystkim, co wtedy się działo, napisałem wyczerpująco w Fabryce frajerów. Co dodać? Sam nie wiem. Może to, że wielka polityka tak naprawdę jeszcze do nas nie dochodziła, choć wybraliśmy sobie w klasie… nowego prezydenta (został nim Bogusław R., późniejszy europoseł). Pokazując "viktorię", tak jak jak na zdjęciu obok (trybuna honorowa jeszcze stoi!), wkurwialiśmy kadrę, szczególnie niektórych oficerów. Lubiłem wkraczać z tym gestem Mazowieckiego na szkolną stołówkę, gdy udawało się na przykład pozbyć nielubianego kompotu z suszu. Dziecinada? Może. Ale też piękne wspomnienie.

2014-06-03

Odarcie z szat

Tydzień temu jechałem metrem. Jak co dzień, tak i wtedy metro było zatłoczone. Dziwić się nie ma co, wszak godziny szczytu, a to wciąż najszybszy środek transportu w Warszawie i pewnie się to długo nie zmieni. Wsiadam na stacji Dworzec Gdański (po angielsku, co słychać w głośnikach, Dworzec Gdański; głos lektora, który wcina się Ksaweremu Jasieńskiemu jest wyjątkowo irytujący!). Ludzi na peronie dużo. Obok mnie jakiś młody mężczyzna z dużym pakunkiem. 150 na 100 na 3 centymetry. Dwa pierwsze wymiary odczytałem z naklejki. Podobnie jak tytuł obrazu, bo to był obraz właśnie. Obdarcie z szat. Co prawda powinno być chyba odarcie, ale nie czepiajmy się. Pociąg nadjeżdża. Ludzie szykują się do ataku. W środku nie jest źle, ale jak ci z Dworca Gdańskiego wejdą, to już będzie napchane. Chwila wystarcza, by chłopak od Obdarcia z szat zrezygnował. Nie wciśnie się za cholerę! Może matka pchająca wózek z dzieckiem by coś ugrała. Tu nie ma szans. A mnie przyszło wtedy na myśl, że to piękna alegoria współczesnej sztuki. Literatury też. Twórca usiłuje się wcisnąć ze swoim dziełem do umysłów odbiorców, do mediów. Ale nie daje rady, bo ten świat pędzi dalej jak pociąg metra. Nie czeka. Dokąd pędzi, po co, to już inna sprawa. Mało kto z pasażerów nad tym się zastanawia. I to jest smutne. Choć płakać nie będziemy.

2014-06-02

Pofestiwalowo

Echa czwartkowego panelu. „(...) Bodaj najbardziej wyraziste poglądy i dystans charakterystyczny dla osoby z dużym doświadczeniem pisarskim (i wydawniczym) zaprezentował Krzysztof Beśka. Według niego najważniejsze jest znaleźć sobie ciekawe (jeszcze nie spenetrowane pod kątem retro) miejsce w Polsce i nie wchodzić nikomu w szkodę (jak zrobił Marek Krajewski z Lwowem Pawłowi Jaszczukowi). Beśka wybrał Łódź, miasto jak mówi diaboliczne, które wcześniej tylko raz wylądowało na kartkach kryminału retro (u Konrada T. Lewandowskiego w Perkalowym dybuku, łodzianom konterfekt odmalowany przez Lewandowskiego bardzo nie przypadł do gustu). Zainspirował go również film. A dokładnie popmodernistyczna wariacja na temat Sherlocka Holmesa według Guya Ritchiego. Gdy wiedział już gdzie i jak, zadał sobie pytanie kiedy (pod koniec XIX wieku, bo nie chciał jak wszyscy osiąść w dwudziestoleciu międzywojennym), a potem były literackie inspiracje (Żeromski, Orzeszkowa i Rodzina Połanieckich Sienkiewicza, słowem wszystko to czego nie czytał na studiach, a studiował i ukończył filologię polską) i zabrał się za tłuczenie (dokładnie tego słowa użył) (...)” całość